Wielka chwała i szacunek zawodnikom, że w lidze odrobili ujemne punkty i jeszcze teraz zdobyli Puchar Polski - mówi trener Jagiellonii Michał Probierz
Rozmowa z Michałem Probierzem
Jak dziś pan ocenia sezon?
- Był bardzo trudny, nawet patrząc przez pryzmat czasu, który za nami. Startując w lidze z dziesięcioma ujemnymi punktami jeszcze na koniec sezonu mieliśmy możliwość zdobycia tego pucharu. Udało się i gratuluję z całego serca moim piłkarzom, ale w szczególności też moim współpracownikom ze sztabu trenerskiego, masażystom, którzy postawili na nogi kilku zawodników. Od dłuższego już czasu borykaliśmy się z problemami i nie chcieliśmy tego ujawniać. Najważniejsi są tu jednak piłkarze, którzy wytrzymali tę presję, chociaż szkoda tej nerwówki. Wynik mógł być tutaj zupełnie inny. Teraz marzę o tym, by wpaść w Lidze Europejskiej na Liverpool i zagrać na Anfield Road, co na razie możemy oglądać tylko w telewizji. Zaczynamy dopiero od trzeciej rundy, więc może szczęście nam dopisze. Jak spaść, to z wysokiego konia. Jak sprawiać niespodziankę, to wielką.
Wspomniał pan o presji, a ta dziś przerosła niektórych piłkarzy.
- Zwycięzców się nie sądzi, ale faktycznie mieliśmy momenty bardzo trudne. Widać to było po zmianach, bo niektóre zostały przeprowadzone może zbyt szybko, a nagle okazało się, że wypada nam drugi stoper [El Mehdi - red.]. Pod dużym znakiem zapytania cały czas był jeszcze Andrius Skerla, który grał dziś z bardzo poważną kontuzją. Szczególnie cieszę się więc z jego bramki. Zasłużył na to, bo grał z całego serca dla Jagiellonii, dla siebie, dla trenerów.
- Było bardzo spokojnie w szatni, a prym wiodło słowo "cierpliwość". W takich sytuacjach trzeba być cierpliwym, trzeba czekać na szansę. Wiele nie udawało się zamienić na bramki i rzeczywiście dziś wypromowaliśmy nieprawdopodobnie bramkarza Pogoni. Sami zawodnicy z boiska dziwili się, że ktoś może tak bronić. Byli momentami bezradni.
Trudne było oczekiwanie na końcowy gwizdek, kiedy wciąż prowadziliście tylko 1:0?
- Po pierwsze, nie dopuszczałem do siebie myśli, że to może się zemścić, bo znam jedną historię, jak ktoś na ławce krzyknął, że to się zemści. Trzeba tłumić takie myśli. Cały czas wierzyłem w to, że zdobędziemy drugą bramkę i będzie spokojnie.
Już trener myśli na pewno, co dalej, jakie są pierwsze decyzje kadrowe?
- Szczerze, to na razie o niczym innym nie myślę, tylko by odjechać ze stadionu z zawodnikami, usiąść i sobie porozmawiać. Zaraz potem jadę do Łodzi na uroczystość związaną z komunią, którą mam rano w niedzielę. W poniedziałek wrócę do Białegostoku i wtedy przed urlopem czeka nas wszystkich bardzo ciężka praca. Musimy poskładać drużynę na europejskie puchary. Bo jak mamy w nich grać, to po to, by nie skończyć na pierwszej rundzie, by walczyć o jakieś niespodzianki. A życie pisze różne scenariusze.
Decyzji kadrowych jeszcze nie ma. Ustaliliśmy z Czarkiem Kuleszą, że dopiero po sezonie usiądziemy do rozmów. Mamy jeszcze cały tydzień, treningi potrwają do 28 maja. Pewnie w czerwcu dopiero zapadnie większość decyzji, bo musi się wyjaśnić kilka rzeczy, jak choćby to, co ze stadionem.
Prezydent mówi, że nie powinno być kłopotów z waszą grą w Białymstoku.
- Pan prezydent jest słowny, więc mam nadzieję, że tak się stanie, ale musimy czekać na konkrety. A na razie mamy radość, radość i jeszcze raz radość. O innych rzeczach będziemy myśleć od poniedziałku.
Offline